‘Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy’
To Marilyn Monroe stwierdzeniem tym w klasyku ‘Mężczyźni wolą blondynki’ uczyniła wszystkich preferujących zakupy nad inną formę spędzania czasu doskonale usprawiedliwionymi. Któż bowiem dyskutować będzie z faktem, iż to właśnie szczęście jest celem do którego powinniśmy dążyć. Naturalnie, definicja szczęścia w zależności od naszych potrzeb, czasu i możliwości będzie zazwyczaj odmienna. Jest więc absolutnie subiektywna. Tak, czy inaczej, w społeczeństwie sukcesu kupowanie to także kluczowy element budowania tożsamości.
Więcej nie znaczy lepiej
Co nam poprawia humor szybciej i bardziej niż zakup nowego ubrania, czy też elektronicznego gadżetu? Z pewnością wiele innych rzeczywiście poważnych kwestii, takich jak choćby powrót do zdrowia i zdany egzamin w pierwszym terminie. To jednak zakupy z czynności najbardziej przyziemnych wywołują w nas zadowolenie. No dobrze, zadowolenie z życia to wynik niezliczonej ilości czynników, a zakupy stają się być jednym z nich.
Z badań przygotowanych przez Journal of Consumer Psychology wynika, że shopping niesie ze sobą pozytywny efekt w postaci poczucia kontroli oraz redukcji smutku. Kupowanie potrafi więc skutecznie poprawić humor.
Rezultat zakupów sprawia, że przez kilka chwil faktycznie czujemy się lepiej. Problem jednak w tym, że już po paru godzinach od powrotu z zakupów nasz nastrój znacząco się pogarsza. Dlaczego tak się dzieje? Otóż stan ten jest zazwyczaj związany z poczuciem winy, że po raz kolejny zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie. Kolejna kwestia, to fakt posiadania rzeczy… . Czym więcej ich mamy, tym mniej nas one cieszą. Co prawda relatywnie ciężko jest zdefiniować pojęcie smutku. Podobnie, jak szczęście dla każdego oznaczać może coś zupełnie innego. Są tez tacy, którzy poza smutkiem odczuwają stres związany z samym procesem wyboru, decyzji oraz zakupu. Stresogenne jest również porównywanie się z innym, przez pryzmat tego co posiadamy i co właśnie kupiliśmy. Do zakupów niezależnie od ich kategorii należy więc podchodzić z dozą rozsądku i z głową.
Dlaczego kupujemy?
Martin Lindstrom autor książki ‘Zakupologia. Prawdy i kłamstwa o tym, dlaczego kupujemy’ stawia tezę, iż to neurony lustrzane wpływają na nas w ten sposób, że gdy czytamy książkę, reagujemy tak, jakbyśmy robili dokładanie to co bohater. Ten stan rzeczy jest zasługą dopaminy uwalnianej przez mózg, gdy decydujemy się na zakup. Trudno jest z tym walczyć tym bardziej, iż sekunduje nam w decyzji ‘mózg emocjonalny’, który systematycznie pragnie wyczyścić kartę kredytową. W tym samym czasie ‘mózg racjonalny’ stara się przekonać nas, że powinniśmy odkładać na emeryturę.
Każdy robi jednak zakupy. Jedni wchodząc do sklepu, inni natomiast uwielbiają kupować, wybierać, spacerować między półkami, przymierzać ubrania i buty, wyszukiwać najatrakcyjniejsze oferty. Problem natomiast zaczyna się wówczas, gdy kupowanie staje się dla kogoś ucieczką od problemów albo metodą na odreagowanie przykrych zdarzeń. Taka osoba kupuje coraz więcej i wydaje kwoty, na które jej nie stać. Kupuje nie po to, aby posiadać nową rzecz. Najistotniejszym jest fakt polowania. To ono właśnie dostarcza potrzebnych emocji. Efektem jest poczucie winy, długi oraz kolejne zakupy niezbędne, aby odreagować złe emocje.
To wina osobowości
Czasopismo Psychological Science opublikowało jakiś czas temu na swoich łamach statystyki pokazujące, że osoby, które wydają więcej pieniędzy na zakupy pozostające w zgodzie z ich cechami osobowości, są bardziej zadowolone ze swojego życia. Według autorów publikacji wydawanie pieniędzy na przedmioty czy zajęcia pasujące do charakteru okazały się mieć większe znaczenie dla poczucia satysfakcji z życia niż ogólny poziom zarobków, czy wydatków.
W ramach publikacji ‘The Benefits Of Retail Therapy: Making Purchase Decisions Reduces Residual Sadness’ badacze dowodzą, że osoby, systematycznie nabywające produkty, są trzykrotnie mniej smutne niż te, które wyłącznie przeglądają rzeczy w sklepach. Z dużym prawdopodobienstwem możemy stwierdzić, że stan taki wywołany jest pozytywnymi emocjami, a więc podekscytowaniem z powodu zakupu nowej rzeczy. Konsumpcjonizm wywołany dążeniem do szczęścia poprzez nabywanie produktów i usług nie jest jednak całkiem zły. Daje pracę milionom ludzi i buduje dobrobyt społeczeństw. Z drugiej jednak strony żyjąc w polu jego rażenia należy zastanowić się, czego rzeczywiście potrzebujemy, aby komfortowo funkcjonować. Ruchy koncepcyjne, takie jak minimalizm stoją po drugiej strony barykady i namawiają do optymalizacji stylu życia w kierunku nabywania tylko potrzebnych rzeczy.
A może doświadczenia?
Okazuje się, że o wiele bardziej pozytywny wpływ na poczucie szczęścia ma wydawanie pieniędzy na nowe doświadczenia. Wszystko to, co daje poczucie unikatowości danej chwili i zdarzenia. Aktywność sportowa i związany z nią wysiłek. Podróż do nieznanych dotychczas miejsc, pasje i hobby, koncerty oraz wszystkie kwestie socjalne.
Dzięki nim właśnie przestajemy dostrzegać negatywne aspekty otoczenia, takie jak ulewa, śnieżyca, czy też wielogodzinna podróż samochodem. Zapamiętujemy natomiast jedynie przyjemne efekty.